ALCHEMY OF FLESH – By Will Alone

CD / vinyl, Redefining Darkness Records, album 2023
(wersja w języku polskim poniżej)

I described the American’s debut album some time ago. The first one, despite the artificial sound of drums, which is not completely my fave, gripped me a lot. The second album actually doesn’t bring too many changes, and Tim Rowland moves in the proven Death Metal formula and does it very well. As with 'Ageless Abominations’, you’ll find a whole ton of references to Morbid Angel from the 'Covenant’ and 'Domination’ periods, as well as Monstrosity’s 'In Dark Purity’.

Death Metal according to ALCHEMY OF FLESH’s vision is a wide spectrum of tremolo riffs, which swarm on 'By Will Alone’. There is also a lot of rhythmic playing, but melody dominates mainly. It is strongly characterized by unspecified evil, this feeling biting into the listener as soon as the first guitar sounds appear. The sound of the guitars and the whole material is sterile clean, sometimes even perhaps too much so, but surprisingly this treatment does not prevent one from enjoying the recorded works. And since the subject of guitars has been raised, as with the debut, the music contained on 'By Will Alone’ is based on the very playing of this instrument. The vocals are still in succor here, and the rhythm section seems to be sort of left behind, to be a secondary thing. I know, it sounds silly, but that’s the impression I get. Regarding the vocals, we’ll hear growls, but we’ll understand the lines of the lyrics without any less problem. The songs are coherent, but there’s probably a bit more variety missing in here, because after the second or third listen to the album they seem very similar to each other. This isn’t actually a bad thing, as more than once one has listened to albums as a whole without much distinction between individual tracks, but in the case of ALCHEMY OF FLESH it seemed to throw off the ear all too much. Well, it doesn’t bother me, and since I noticed it, I wrote it down.

There is no doubt that Tim Rowland is a talented man and has mastered the playing of instruments at a very high level. This is also the level at which his music is presented, it is very solid, gets into your blood and is able to arouse the desire to play it for at least several sessions in a row. It is very solid, very well arranged and recorded. I look forward to more, and who knows, maybe the next album will be the breakthrough one.

(wersja w języku polskim)

Debiutancki album Amerykanina opisałem już jakiś czas temu. Jedynka, mimo sztucznego brzmienia perkusji, które nie jest kompletnie moją bajką, porwała mnie bardzo. Drugi album właściwie nie przynosi zbyt wielu zmian, a Tim Rowland porusza się w sprawdzonej formule Death Metalu i robi to bardzo dobrze. Tak jak w przypadku ‘Ageless Abominations’ znajdziemy tu całą tonę nawiązań do Morbid Angel z okresu ‘Covenant’ i ‘Domination’ oraz do Monstrosity ‘In Dark Purity’.

Death Metal według wizji ALCHEMY OF FLESH to szerokie spektrum riffów tremolo od których aż się roi na ‘By Will Alone’. Pojawia się również sporo rytmicznego grania, ale gównie dominuje tu melodyka. Jest silnie nacechowana bliżej nieokreślonym złem, te odczucie wgryzające się od razu w słuchacza, gdy tylko pojawiają się pierwsze dźwięki gitary. Brzmienie gitar oraz całego materiału jest sterylnie czyste, czasami nawet chyba aż za bardzo, ale o dziwo zabieg ten nie przeszkadza cieszyć się nagraniami. A skoro poruszony został temat gitar, to tak jak w przypadku debiutu, tak muzyka zawarta na ‘By Will Alone’ jest opartą na właśnie grze tego instrumentu. W sukurs idą tu jeszcze wokale, a sekcja rytmiczna zdaje się być jakby pozostawać w tyle, stanowić rzecz drugoplanową. Wiem, brzmi to niemądrze, ale takie odnoszę wrażenie. Odnośnie wokali to usłyszymy tu growle, ale bez mniejszego problemu zrozumiemy linie tekstów. Utwory są spójne, ale prawdopodobnie brakuje tu jakby nieco więcej zróżnicowania, bo po drugim czy trzecim przesłuchaniu albumu wydają się być bardzo podobne do siebie. Nie jest to w sumie nic złego, bo niejednokrotnie słuchało się albumów jako całości bez większego wyodrębniania poszczególnych utworów, ale w przypadku ALCHEMY OF FLESH zdało się to rzucać w ucho aż za bardzo. Cóż, mi to nie przeszkadza, a skoro zauważyłem, to napisałem.

Nie ulega wątpliwości, że Tim Rowland to utalentowany człowiek i grę na instrumentach opanował na bardzo wysokim poziomie. Na takim też poziomie prezentuje się jego muzyka, jest bardzo solidna, wchodzi w krew i potrafi wzbudzić chęć odtwarzania tejże prze przynajmniej kilka sesji pod rząd. Jest to bardzo solidnie, bardzo dobrze zaaranżowane i nagrane. Czekam na więcej i kto wie, może kolejny album będzie tym przełomowym.

Tracklist:
1. Meteor Hammer
2. The Godhead of Self
3. Other Eden
4. Earth Dragon Totality
5. Labyrinthine Fortress
6. An Erratic Existence
7. Unmaker
8. Immuration
9. Origin of Suffering

Band:
https://alchemyofflesh.bandcamp.com/
https://www.facebook.com/alchemyofflesh
https://www.instagram.com/alchemyofflesh/

Label:
http://www.redefiningdarkness.com/
https://www.instagram.com/redefining_darkness/
http://www.facebook.com/redefiningdarkness
http://redefiningdarknessrecords.bandcamp.com/

Autor: W.