ZEALOT CULT – Spiritual Sickness

CD / cassette / vinyl, Blood Harvest, album 2018
(English translation below)

Irlandczycy z ZEALOT CULT do najbardziej zapracowanych w tworzeniu muzyki nie należą. Demo, Epka i album – taki dorobek jak na zespół istniejący od 2008 roku to niewiele. Gdyby spojrzeć na to jednak od strony jakości, wtedy panowie odgórnie dostają zielone światło, albowiem ich Death Metal to pieprzony majstersztyk.

Osiem utworów składających się na ‘Spiritual Sickness’ zamyka się w czterdziestu jeden minutach. Materiał jest dopieszczony pod każdym względem, przemyślany. Słychać, że zanim postanowiono na nagranie albumu, trochę czasu musiało upłynąć. W kontraście do dojrzałości materiału usłyszymy tu sporą ilość żywiołu, prawie nastoletniego buntu, świadczącego o szczerości debiutu Irlandczyków. Ten fakt zapewne cieszy, bo w kompozycjach stricte zamkniętych na eksperymenty wirtuozerskie w materii muzycznej – otrzymujemy perełkę o dużej dozie świetnego feelingu i płynności odbioru. Materiał może nie jest błyskawicznie chłonięty przez słuchacza od pierwszego riffu, ponieważ muzyka ZEALOT CULT wymaga jednak skupienia w odbiorze, ale gdy ujmie bezkompromisowo za jaja (dziewczyny i drogie panie – wybierzcie sobie substytut za co was chwyciło, bo wole nie snuć domysłów) – wtedy nie ma zmiłuj! Okazuje się, że ‘Spiritual Sickness’ to hybryda, absolutnie paskudna symbioza elementów dobrze nam znanych z dokonań innych zespołów. I oczywiście, żaden to zarzut czy ujma, wręcz przeciwnie.

Zaskakującym były dla mnie wokale, które po wybrzmieniu pierwszych riffów, sądziłem że będą zgoła inne. Spodziewając się głębokich, niskich growli, usłyszałem połączenie wokaliz opartych o styl Martina van Drunena z Asphyx z Chrisem Monroyem ze Skeletal Remians. Mieszanka nader dobra, a co ważniejsze, sprawdziła się w przypadku ZEALOT CULT w 100%. Duszne, opresyjne riffy łączone z momentami galopującym thrashowym tempem zostają podźwignięte na wyższy poziom dzięki wokalom. Jest jeszcze bardziej bezpośrednio i bardziej nienawistnie. Death Metal na ‘Spiritual Sickness’ właśnie takowym jest – chorobliwie nienawistny, momentami bagnisty, łączący w tym elementy mroku i mitów.

Atmosfera albumu potrafi ująć prawdopodobnie najbardziej wybrednego maniaka takich dźwięków. Gdy praca gitar będąc opartą na takich tuzach jak Death z czasów ‘Leprosy’ i ‘Spiritual Healing’ (ciekawe czy zbieżność nazw albumów jest przypadkowa), Pestilence z okresu ‘Consuming Impulse’ i ‘Testimony of the Ancients’ czy chociażby klasyków Morbid Angel (riff otwierający ‘Sea of Suffering’ jak nic przypomina mi ‘Where the Slime Live’), to czy coś może się tu nie zgadzać? Gwoli wyjaśnienia, panowie dorzucają od siebie całą masę fantastycznych riffów, które koszą jak cholera i można tylko pozazdrościć smaku w układaniu szkieletów utworów. Nie wspomnę już nawet o solowych partiach gitar – pieprzona magia!

Intensywne partie sekcji rytmicznej są nieco wysunięte przez gitary, ale finalny efekt to jedno idealnie zaplanowane morderstwo, zbrodnia doskonała. Perkusja ma tu wiele do powiedzenia, akcenty w danych riffach są bardzo wyraźne i słychać tu po prostu zaplecze muzyczne. Nie jestem ani trochę ekspertem w kwestii jakiegokolwiek instrumentu, ale z tego co mogę powiedzieć, to perkusista ZEALOT CULT, Declan Malone, potrafi po prostu grać. Oczywiście, tak samo oczywiste stwierdzenie można zastosować do całej czwórki Irlandczyków. To natomiast przekłada się na istotną sprawę – pasja do muzyki w obeznaniu z instrumentami daje nam zajebisty ochłap Death Metalu. Pieprzonego, staro szkolnego Death Metalu. Szukać i brać w ciemno!

(English version)

The Irishmen of ZEALOT CULT are not the busiest in making music. A demo, an EP and an album – such an output for a band that has existed since 2008 is not much. However, if one were to look at it from the side of quality, then the gentlemen top-down get the green light for their Death Metal is a fucking masterpiece.

The eight tracks that make up 'Spiritual Sickness’ close in on forty-one minutes. The material is refined in every way, well thought out. One can hear that some time must have passed before deciding to record the album. In contrast to the maturity of the material, we will hear here a fair amount of elemental, almost teenage rebellion, testifying to the sincerity of the Irish debut. This fact is probably gratifying, because in compositions strictly closed to virtuoso experiments in musical matter – we get a gem with a lot of great feel and fluidity of reception. The material may not be instantly absorbed by the listener from the first riff, because the music of ZEALOT CULT, however, requires concentration in the reception, but when it grabs you uncompromisingly by the balls (girls and dear ladies – choose a substitute for what grabbed you by, because I prefer not to make guesses) – then there is no mercy! It turns out that 'Spiritual Sickness’ is a hybrid, an absolutely nasty symbiosis of elements familiar to us from the achievements of other bands. And, of course, this is no reproach or insult, on the contrary.

What surprised me were the vocals, which after the first riffs rang out, I thought would be quite different. Expecting deep, low growls, I heard a combination of vocals based on the style of Martin van Drunen of Asphyx with Chris Monroy of Skeletal Remians. The mix was supremely good, and more importantly, it worked 100% for ZEALOT CULT. Suffocating, oppressive riffs combined with at times galloping thrash tempo are lifted to a higher level thanks to the vocals. It’s even more direct and more hateful. Death Metal on 'Spiritual Sickness’ is just that – morbidly hateful, at times swampy, combining elements of darkness and myths.

The atmosphere of the album can captivate probably the most picky maniac of such sounds. When the work of guitars being based on such luminaries as Death from the time of 'Leprosy’ and 'Spiritual Healing’ (I wonder if the coincidence of album names is accidental), Pestilence from the period of 'Consuming Impulse’ and 'Testimony of the Ancients’ or at least Morbid Angel classics (the opening riff of 'Sea of Suffering’ reminds me of 'Where the Slime Live’), can anything go wrong here? Just to clarify, the gents add a whole bunch of fantastic riffs from themselves, which grind like hell and one can only envy the taste in arranging the skeletons of the songs. I won’t even mention the solo guitar parts – fucking magical!

The intense parts of the rhythm section are somewhat pushed out by the guitars, but the final effect is one perfectly planned murder, the perfect crime. The drums have a lot to say here, the accents in the given riffs are very clear and you can just hear the musical background. I’m not the slightest bit of an expert on any instrument, but from what I can tell, ZEALOT CULT’s drummer Declan Malone can just play. Of course, the same obvious statement can be applied to all four of the Irishmen. This, however, translates into the important thing – passion for music in familiarity with the instruments gives us an awesome slice of Death Metal. Fucking old school Death Metal. Seek it out and grab it to your collection blindly!

Tracklist:
1. Spiritual Sickness
2. Sea of Suffering
3. Repent in Flames
4. Left to Rot
5. Blades of Jihad
6. Servi ad Deum
7. Thy Will Be Done
8. In the Shadow of the Beast

Band:
http://zealotcult.bandcamp.com/
https://www.facebook.com/zealotcultDM/

Label:
http://www.bloodharvest.se/
https://www.instagram.com/bloodharvestrecords/
http://bloodharvestrecords.bandcamp.com/

Autor: W.