PHYLACTERY – Necromancy Enthroned

CD, Unspeakable Axe Records, album 2017
(English translation below)

Ależ perełkę przegapiłem. Materiał tak chłoszczący dupsko, że niejedna porno gwiazdeczka by pozazdrościła takiego obrotu spraw. Dobra, teraz na poważnie. Mamy tu hybrydę Death Metalu i Thrashu starej szkoły. Na początek tradycyjnie trochę faktów, a w dalszej części co nieco szczegółów z zawartości tego albumu. Otóż, PHYLACTERY to trzech chłopa, którzy znają się na rzeczy. Ich mikstura Death i Thrash Metalu to żadne brandzlowanie się pod publiczkę, a zdecydowany cios z jednoczesnym hołdem starej scenie! Kanadyjczycy ci powstali w 2013 roku, a ja zaraz dokonam autopsji ich pierwszego albumu. Niestety, jedynego. Ekipa złożył broń w 2018 roku, a pośmiertnie została wydana jeszcze EPka w 2020 roku zatytułowana 'Putrescence’.

’Necromancy Enthroned’ wjechał na stałe na listę odtworzeń. I mimo, że mówię to dość często, ponieważ uwielbiam się ekscytować muzyką, to naprawdę jest to kawał przezajebistego grania! Pierwsze skojarzenia jakie miałem to wydawało mi się, że słyszę tam echa starego Kreator z czasów „Endless Pain”. Jednakże po kilku kolejnych odsłuchach pojawiła się ta oczywista domieszka – stara, pierdolona Metallica z debiutu „Kill’em All”. Całość jest zdominowana ciężarem, ale zarówno i świetnymi riffami, które przywodzą na myśl Death ze „Scream Bloody Gore” i czyż może być, cholera jasna, pyszniej? Bardziej, że tak – kurwa mać – powiem, metalowo? Ale żeby nie było, PHYLACTERY nie podąża tylko tym utartym szlakiem. Dają sporo od siebie, aczkolwiek utrzymując się w stylistycznych ryzach. Te niecałe 35 minut to potężny zastrzyk energii i wspomnień czar, haha! Przypominają mi się czasy, gdy jako gówniarz za kieszonkowe przeznaczone na obiad w szkole kupowałem coraz to kolejne pirackie kasety. Powrót do korzeni jest tu nader oczywisty i cholernie mnie to jara w 'Necromancy Enthroned’. Niby brzmi to strasznie archaicznie, ale z drugiej strony jest świeższe niż setki nowych albumów ukazujących się każdego miesiąca. Rytmika riffów rozwala, a partie bębnów to prostota podana w wyjątkowy sposób, który najzwyczajniej porywa łeb do napierdalania w ich rytm. Jadowite wokale koszą niemiłosiernie, wyrzygując na świat kolejne bluźnierstwa.

Pozostaje zatem krótkie podsumowanie. Według mnie tytuł tego albumu zrobi to za mnie, bo w nim jest zawarte wszystko, czym ten album stoi. Niech zatem nekromancja zasiada na tronie po sam koniec wieczności. A wy wszyscy, którzy cenicie sobie old schoolowy wpierdol – szukać i kupować!

(English version)

What a gem I missed. Material so ass-kicking that many a porn starlet would envy such a turn of events. Okay, now for the serious stuff. What we have here is a hybrid of Death Metal and Thrash of the old school. To start with, traditionally, a bit of facts, and further on, a bit of detail from the contents of this album. Well, PHYLACTERY are three guys who know their stuff. Their concoction of Death and Thrash Metal is no branding to the audience, but a definite punch with simultaneous homage to the old scene! These Canadians formed in 2013, and I’m about to autopsy their first album. Unfortunately, the only one. The band folded its arms in 2018, and posthumously was still released an EP in 2020 entitled 'Putrescence’.

„Necromancy Enthroned” has made its way into the permanent playlist. And although I say this quite often, because I love to get excited about music, it really is a piece of awesome music! The first associations I had were that I thought I was hearing echoes of old Kreator from the „Endless Pain” era there. However, after a few more listens, there was that obvious admixture – the old fucking Metallica from their debut „Kill’em All”. The whole thing is dominated by heaviness, but both with great riffs that bring to mind Death from „Scream Bloody Gore” and could it be, holy shit, more delicious? More, so to speak, fucking metal? But just so you know, PHYLACTERY doesn’t just follow the well-trodden path. They give quite a bit of themselves, albeit keeping themselves within the stylistic boundaries. These less than 35 minutes are a powerful boost of energy and a memory spell, haha! I’m reminded of the times when, as a kid, I used to buy more and more pirate cassettes with my pocket money meant for lunch at school. The return to the roots is overtly obvious here, and it damn well makes me giddy with „Necromancy Enthroned”. Apparently it sounds terribly archaic, but on the other hand it’s fresher than the hundreds of new albums coming out every month. The rhythmic riffs blow you away, and the drum parts are simplicity served in a unique way that most simply snatches your head to fuck with their rhythm. The venomous vocals mow mercilessly, puking out more blasphemies to the world.

This leaves a brief summary. In my opinion, the title of this album will do it for me, as it encapsulates everything this album stands for. So may necromancy sit on the throne to the very end of eternity. And all of you who appreciate an old school thrashing – seek and buy!

Tracklist:
1.Risen Restless Dead
2.Wisdom of Heretics
3.Fulminations
4.Morbid Existence
5.King of Ruin
6.Where I Dwell
7.Enslaved by the Dawn
8.Eyes of Fear and Flame
9.Bubonic Undeath
10.Unholy Empire
11.Eat of My Disease

Band:
https://phylacteryband.bandcamp.com/
https://www.facebook.com/Phylacterydeaththrash/

Label:
http://unspeakableaxerecords.com/
https://www.facebook.com/UnspeakableAxeRecords
https://unspeakableaxerecords.bandcamp.com/

Autor: W.