RAVAGER – Storm of Sin

CD / vinyl, Osmose Productions, album 2002
(English translation below)

Minęło 20 lat od wydania 'Storm of Sin’. Poziom Death Metalowego szaleństwa jaki wypełza z dźwięków meksykańskiego RAVAGER to istne tornado. W zespole udzielali się ludzie z chociażby Disgorge, Domain, Hacavitz czy obecnie Summoning Death. Tak więc ludzie, którzy zjedli zęby na ekstremalnych gatunkach muzyki metalowej. Wracając po długim czasie do tego albumu i poniekąd nie do końca pamiętając jak ta muzyka w pełni brzmiała, zostałem po prostu rozłożony na deski szybkim nokautem.

Dziesięć utworów, trzydzieści dwie minuty muzyki. RAVAGER rozpętał piekło swoim debiutem i z żalem należy przypomnieć o fakcie, że poza debiutanckim materiałem, nagrali jeszcze tylko drugi album. Cholerna szkoda, bo zespół miał miażdżący potencjał. Takie są realia tejże muzyki, nie zawsze starcza konsekwencji w działaniu, dochodzą elementy osobiste i czy chcemy tego czy nie, zespół wraca do swego grobowca skąd uprzednio wyszedł.

Przejdźmy jednak do rzeczy. Brzmienie to absolutny nuklearny wybuch. Co jest w tej materii ciekawe, to fakt, że finalny efekt posiada bardzo czytelną formę, a każdy z instrumentów ma swoje miejsce. Mimo potężnego skomasowania ilości dźwięków, z jakimi w każdej sekundzie jest nam dane się zmierzyć, i tak obcujemy w przestrzenią brzmienia. Intensywność jest tu przeogromna. To tak, jakby zestawić ze sobą nowsze dokonania Impiety, Perdition Temple, a szkielet muzyki oprzeć na debiucie Morbid Angel.

Każdy z instrumentów dokłada tu swoją cegiełkę do ogólnego wpierdolu, jaki emanuje z muzyki RAVAGER. Death Metal ich receptury to bezlitosne chłostanie do krwi, do kości przez rozrywanie ciała. Riffy gitar układają się w ultra szybkie melodie, bombardują słuchacza i przerywane są grą akordami w poniektórych fragmentach utworów. Szybkie riffy tremolo mocno kojarzą mi się z pierwszyi dwoma albumami Rebaelliun. Jak widać, litości tu żadnej nie ma i nie będzie. Poziom tortur jest niepohamowanie brutalny, a ciosy spadają jeden za drugim. I najważniejsze, precyzja egezekucji w wykonaniu gitar jest wyborna. Dowodem na to niech będą chociażby partie gitar solowych.

Muzyka jest gęsta, brak w niej wytchnienia chociażby na kilkanaście sekund. Bynajmniej, nie ma na co narzekać, a tym bardziej delektować się lawiną dźwięków. Rzadko też się zdarza, by w takim obliczu Death Metalu, utwory nie zlewały się w całość. 'Storm of Sin’ to dziesięć osobnych, oczywiście powiązanych ze sobą i spójnych, utworów. Każdy z nich to rozdział diabelskiego zniszczenia i nieubłaganych inkantacji przywołań demonicznych bytów.

Partie perkusji to absolutne dzieło. Ilość patentów, poziom prędkości, intensywność i sposób realizacji pomysłów jest powalająca. W jednym utworze dzieje się tu tyle, co niejednokrotnie na całym albumie innych zespołów. I ponownie ciśnie się na usta jedyne właściwe słowo określające pełnię dźwięków muzyki RAVAGER, a mianowicie, zniszczenie. Dobra, niech będzie, dorzucaę jeszcze anihilację.

Wściekłe, zwierzęce wokalizy, zarówno mające w sobie barwę growli oraz te bliższe Black Metalowym. Problem z wyrażeniem pełnego obrazu z jakim pozostawia nas RAVAGER i 'Storm of Sin’ jest krępująca, bo zaczyna brakować mi słów, haha. Proponuję więc zakończyć w następujący sposób – zniszczenie, anihilacja, eksterminacja, bluźnierstwa i smród piekielne siarki z czeluści Piekieł. Ot, tradycyjnie i skrótowo, ale te kilka epitetów znakomicie podsumowują zawartość dwudziestoletniego albumu meksykańskiego RAVAGER.

(English version)

It’s been 20 years since the release of 'Storm of Sin’. The level of Death Metal madness that crawls from the sounds of Mexico’s RAVAGER is a veritable tornado. The band has featured people from at least Disgorge, Domain, Hacavitz and now Summoning Death. Thus, people who have eaten their teeth on extreme metal music genres. Returning to this album after a long time and, in a way, not quite remembering what this music fully sounded like, I was simply laid out on the boards with a quick knockout.

Ten tracks, thirty-two minutes of music. RAVAGER unleashed hell with their debut, and it’s regrettable to be reminded of the fact that in addition to their debut material, they only recorded a second album. It’s a damn shame, because the band had crushing potential. Such are the realities of this music, there is not always enough consistency in performance, personal elements come into play, and whether we want it or not, the band returns to its tomb from whence it previously emerged.

Let’s get to the point. The sound is an absolute nuclear blast. What is interesting about this matter is that the final result has a very clear form, and each instrument has its place. Despite the massive clustering of the number of sounds we are confronted with each second, we still commune in the space of sound. The intensity here is overwhelming. It’s like juxtaposing the more recent achievements of Impiety, Perdition Temple, and basing the skeleton of the music on Morbid Angel’s debut.

Each instrument here contributes its part to the overall pounding that emanates from RAVAGER’s music. Death Metal of their recipe is merciless flogging to the blood, to the bone by tearing flesh. Guitar riffs are arranged in ultra-fast melodies, bombarding the listener and punctuated by chordal play in some parts of the songs. The fast tremolo riffs strongly remind me of the first two Rebaelliun albums. As you can see, there is and will be no mercy here. The level of torture is unstoppably brutal, with blows falling one after another. And most importantly, the precision of the egress in the performance of the guitars is exquisite. Let the solo guitar parts be proof of this.

The music is dense, lacking respite even for several seconds. Nevertheless, there is nothing to complain about, much less savor the avalanche of sounds. It’s also rare that in such a face of Death Metal, the songs don’t blend together. 'Storm of Sin’ is ten separate, obviously interconnected and coherent, tracks. Each is a chapter of devilish destruction and relentless incantations of summoning demonic entities.

The drum parts are an absolute masterpiece. The number of patents, the level of speed, the intensity and the way the ideas are executed is mind-blowing. There is as much going on here in one song as there is more than once in an entire album by other bands. And once again, the only appropriate word to describe the fullness of RAVAGER’s music is pressed to the lips, namely, destruction. Okay, let me add annihilation.

Furious, animalistic vocalizations, both having the timbre of growls and those closer to Black Metal. The problem with expressing the full picture with which RAVAGER and 'Storm of Sin’ leaves us is embarrassing, because I’m starting to run out of words, haha. So I propose to conclude as follows – destruction, annihilation, extermination, blasphemies and the stench of infernal sulfur from the depths of Hell. That’s it, traditional and abbreviated, but these few epithets perfectly sum up the contents of the twenty-year old album by Mexican RAVAGER.

Tracklist:
1. Infernal Redemption
2. Blasphemic Iniquity
3. Scorn to the Holy Existence
4. Ironstorm
5. Maze of Extermination
6. Those Who Lie in Wait
7. Storming Horror
8. Chained to Inferno
9. Initiation of the Holy War
10. Praise the Lord of Two Faces

Band:
none

Label:
http://www.osmoseproductions.com/
http://www.facebook.com/pages/Osmose-Productions/192865300755575
https://www.instagram.com/osmoseproductions/
http://osmoseproductions.bandcamp.com/

Autor: W.