DESTROYER 666 – Never Surrender
7 stycznia, 2023
CD / vinyl / cassette, Season of Mist, album 2022
(English translation below)
Szósty album Australijczyków pogrzebał mnie żywcem uprzednio niszcząc swoją żywiołowością i pieprzoną energią. Zaskakująca jest liczba średnich recenzji tego materiału lub po prostu ja na takowe się natknąłem. Najbardziej zabawnym stwierdzeniem w jednej z nich było stwierdzenie, że gdyby taki album nagrał jakiś mało znany zespół to można by przejść obok niego obojętnie, ale z racji iż jest to DESTROYER 666 to należy się zachwycać. No ja pierdolę, co za bzdura. Życzyłbym sobie aby mało znane zespoły nagrywały takie albumy, na takim poziomie. Oczywiście, 'Never Surrender’ nie ma wiele wspólnego z początkami twórczości Australijczyków i jest kontynuacją oraz rozwinięciem tematu 'Call of the Wild’, więc maniacy szukający tutaj wrażeń na miarę choćby 'Unchain the Wolves’ nie znajdą takowych za wiele. A z drugiej strony, są elementy tek chwytliwej rytmiki i agresji z wczesnych albumów. Owa chwytliwość eskalowała na poprzedniku 'Wildfire’ oraz wspomnianej EPce 'Call of the Wild’, tak więc skoro K.K. Warslut i spółka czują się w tym dobrze, nam wystarczy zacierać łapska z dzikiej radochy. Dziewięć utworów jakie znalazły się na 'Never Surrender’ to łącznie czterdzieści minut eksploracji Heavy Metalu podanego w czarciej formie i uzupełnionego o krople Black / Thrash Metalu. Z ostatniej stylistyki DESTROYER 666 coraz śmielej rezygnuje skupiając się po prostu na Metalu. Trudno tak właściwie chłopaków sklasyfikować w jedną bądź dwie szufladki. Teraźniejsze oblicze zespołu to masa świetnych linii melodycznych gitar prowadzących, dopieszczonych solówek i tej ciągłej agresji, która czyha na słuchacza w każdym riffie. Brzmienie jest wyśmienite. Pomimo swej czytelności nie brakuje w nim charakterystycznego brudu, nie jest przekombinowane. To po prostu brzmi naturalnie, a Javi z Moontower Studios odwalił kawał niemiłosiernie potężnej roboty. Agresja, jad i ta przebojowość, której zazwyczaj nie znoszę, robiąca w przypadku 'Never Surrender’ absolutnie kolosalną różnicę w porównaniu do albumów takiego grania. Olbrzymi plus należy się za wokale, bo pomijając charakterystyczne i rozpoznawalne 'śpiewanie’ K.K., tak wspólne chórki określone na albumie jako 'gang screams’ to majstersztyk. Pojawiające się nawet często, nadają takiego nieco ulicznego charakteru tej muzyce, a przynajmniej takie było moje skojarzenie. Dynamika, bardzo dobre pomysły aranżacyjne, autentyczność i intensywność – zostałem kupiony. Naprawdę, album jest godny loga DESTROYER 666.
(English translation)
The sixth album by the Australians buried me alive by previously destroying me with its liveliness and fucking energy. The number of mediocre reviews of this material is surprising, or it’s just that I came across such. The most amusing statement in one of them was that if such an album had been recorded by some little-known band one could pass it by indifferently, but by virtue of the fact that it is DESTROYER 666 it should be admired. Well fuck me, what nonsense. I wish little-known bands would record albums like this, at this level. Of course, 'Never Surrender’ doesn’t have much to do with the origins of the Australians’ work and is a continuation and development of the 'Call of the Wild’ theme, so maniacs looking for impressions here on the scale of even 'Unchain the Wolves’ won’t find much of that. And on the other hand, there are elements of that catchy rhythm and aggression from the early albums. This catchiness escalated on the predecessor 'Wildfire’ and the aforementioned 'Call of the Wild’ EP, so if K.K. Warslut and co. feel good about it, it’s enough for us to rub our hands with wild joy. The nine tracks that are included on 'Never Surrender’ are a total of forty minutes of Heavy Metal exploration served in devilish form and supplemented with drops of Black / Thrash Metal. From the last stylistics DESTROYER 666 more and more boldly abandons focusing simply on Metal. It’s hard to actually classify the guys into one or two drawers. The present face of the band is a mass of great melodic lines of lead guitars, perfected solos and that constant aggression which lurks in every riff. The sound is excellent. Despite its readability, it doesn’t lack its characteristic dirtiness, and it’s not contrived. It just sounds natural, and Javi of Moontower Studios did an unmercifully powerful job. Aggression, venom, and that hit-ability that I usually can’t stand, making an absolutely colossal difference in the case of 'Never Surrender’ compared to albums of such playing. A huge plus goes to the vocals, because leaving aside K.K.’s distinctive and recognizable 'singing’, such common choruses described on the album as 'gang screams’ are a masterpiece. Appearing even often, they give such a somewhat street character to the music, or at least that was my association. The dynamics, very good arrangement ideas, authenticity and intensity – I was left bought. Truly, the album is worthy of the DESTROYER 666 logo.
Tracklist:
1. Never Surrender
2. Andraste
3. Guillotine
4. Pitch Black Night
5. Mirror’s Edge
6. Grave Raiders
7. Savage Rights
8. Rather Death
9. Batavia’s Graveyard
Band:
https://www.facebook.com/destroyer666page
http://www.destroyer666.uk/
https://www.instagram.com/destroyer666_official/
Label:
http://www.season-of-mist.com/
https://www.facebook.com/seasonofmistofficial
https://instagram.com/seasonofmistofficial
https://seasonofmist.bandcamp.com/
Autor: W.